Lubisz biblioteki? Ja uwielbiam. Choć dziś już nie są takie jak kiedyś. Oczywiście, to wygodne - komputerowe katalogi, komputerowa rezerwacja, mailowe powiadomienia, coraz ładniejsze wydania itp. Mimo wszystko pamiętam to ukłucie zawodu czy też smutku, gdy w zeszłym roku chciałam coś sprawdzić w papierowym katalogu mojej biblioteki i po prostu go nie zastałam. A wydawał mi się jakiś taki czytelniejszy, podobnie jak papierowa gazeta w porównaniu z portalem internetowym. No cóż, to tak zwany postęp. Całe szczęście, że książki jeszcze są. Na razie nie zdradzam ich na rzecz czytnika ebooków, choć tak w 100% nie wykluczam, że kiedyś tam, za wiele miesięcy, coś takiego też nabędę. Ale czytanie ebooków z czytnika wydaje mi się podobne do połykania fast foodów, szybko złapane, szybko połknięte, może nie doczytane, może tylko przejrzane, bo nie było ciekawe, może wersja elektroniczna, jeśli nie całkiem legalna, była niechlujna czy nie dość czytelna (bo i takie widywałam). Z pewnością jest to dobra opcja np. na podróż - jeden czytnik z wieloma plikami zamiast walizki książek (jeśli ktoś jest typem biernego urlopowicza, tzn. leży i czyta, zamiast biegać i pływać).
Wracając do bibliotek - pamiętam te z mojego dzieciństwa - półki pełne książek w szarych papierowych okładkach, kryjących w sobie nieznaną zawartość. Coś tajemniczego, cudownego, pobudzającego wyobraźnie podczas krążenia pomiędzy półkami. Dziś, w świecie tak mocno atakującym tą całą multimedialnością, kolorem, blaskiem, dźwiękiem, ten szaro-papierowy obraz może wydawać się zupełnie nieatrakcyjny. A mimo wszystko mnie pozostał sentyment. Na studiach trafiłam już do innych bibliotek - często z katalogami komputerowymi i koniecznością zamawiania pozycji z wyprzedzeniem, wypełniania druczków bez zaglądania do środka książki... brrr. Pamiętam też, jak zawędrowałam do Wypożyczalni Głównej w Bibliotece Wojewódzkiej na ulicy Rajskiej w Krakowie. Po latach posuchy to było wreszcie to! Można wejść, pochodzić, pooglądać, zajrzeć między kartki... I takie miłe panie bibliotekarki, w przeciwieństwie do niektórych uczelnianych czy tych z bibliotek specjalistycznych (oczywiście nie wkładam wszystkich do jednego worka; generalnie jestem wielbicielką bibliotekarzy, z tym że jedyne "fatalne egzemplarze" spotykałam właśnie w miejscach wymienionych powyżej).
No to sobie powspominałam. A na koniec jeszcze ciekawostko-pytanie: jak to jest, że w bibliotekach można spotkać prawie same kobiety? Czyżby mężczyźni tak mało czytali, czy też repertuar nie ten?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.