środa, 5 grudnia 2012

Ania z Zielonego Wzgórza

No cóż, robi się coraz bardziej słodko i sentymentalnie, bo jak nie Fannie Flagg, to Lucy Maud Montgomery... Ale nie mogłabym o niej nie wspomnieć, i to nie tylko pisząc o Ani z Zielonego Wzgórza, lecz o jej twórczości w ogóle. Anię pokochałam dawno temu, gdy nie była jeszcze (o zgrozo!) lekturą szkolną ani nie znałam mocno zmodyfikowanych ekranizacji jej historii. Jest to jedna z książek, które od czasu do czasu po prostu muszę przeczytać (zazwyczaj sięgam po część I, ale bywa, że idę dalej, zresztą wszystkie znam doskonale i nic mnie w nich nie zaskoczy). Historia Ani jest prosta: będąca sierotą dziewczynka trafia przez szczęśliwą pomyłkę na wychowanie do Maryli i Mateusza Cuthbertów, mieszkających na Zielonym Wzgórzu w miejscowości Avonlea, na kanadyjskiej Wyspie Księcia Edwarda. Zaniedbana, pozbawiona miłości Ania lgnie do ludzi mogących jej ofiarować choć trochę uczucia, jednocześnie będąc bardzo podatną na zranienia, niesamowicie wrażliwą istotką... Maryla, która początkowo skupia się jedynie na właściwym, odpowiednio surowym (wiktoriańskim - rzecz dzieje się za panowania królowej Wiktorii) wychowaniu, z czasem wbrew sobie przywiązuje się do dziewczynki, lecz zanim tak się stanie, swoje serce ofiaruje Ani jej brat - Mateusz. Cichy, skromny, dobry człowiek, którego śmierć pod koniec książki dosłownie ściska mnie za każdym razem za serce.
Książka nie jest dla każdego, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Zapewne nie zainteresuje nastoletnich chłopców, którzy "muszą" ją czytać w ramach lektur szkolnych (czego zapewne nie robią, bo dziś już chyba mało kto czyta lektury), być może nie zainteresuje też większości dziewczynek, do których prawdopodobnie jest adresowana. Zapewne trudno dziś identyfikować się komukolwiek z rudowłosą Anią, której straszne przewinienia mogłyby wywołać chyba jedynie uśmiech na twarzy rodzica czy nauczyciela. No cóż, inne czasy, inne obyczaje. Mimo to książka (i cała seria) nastraja zdecydowanie pozytywnie, ma coś, co jest dla mnie szczególnie istotne - klimat, który zostaje gdzieś w kąciku serca czy umysłu. Dlatego zawsze będę do Ani - marchewki - wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.