środa, 5 czerwca 2013

Henry James "Portret damy"


Audiobook Portret damy
Zanim napiszę o powieści Henry'ego Jamesa, zacytuję kawałek wiersza Leopolda Staffa, który nieodmiennie kojarzy mi się z obecną, czerwcową bądź co bądź pogodą (gdy to piszę, powódź pustoszy sąsiednie Czech i parę innych europejskich krajów):

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Bardzo lubię ten wiersz, mimo że nie należy do radosnych.
Wracając do Portretu damy - książka ta wywołała we mnie mieszane uczucia, podejrzewam, że trzeba się w nią wgryźć co najmniej parokrotnie, żeby wychwycić wszelkie niuanse, lecz nie wiem, czy starczyłoby mi cierpliwości. Dziwnym trafem powieści H. Jamesa przywodzą mi na myśl Jane Austin, z tym że jej książki mają jednak bardziej romansowy, melodramatyczny wydźwięk. Być może wynika to z pewnego podobieństwa warunków społecznych.
Tytułowa dama to Isabel Archer, młoda Amerykanka, która po śmierci rodziców wraz z ciotką przyjeżdża do XIX-wiecznej Anglii, by poznać świat i zdecydować, jak dalej pokierować swym życiem. A jaki najlepszy los może spotkać młodą kobietę? Tak, właśnie zamążpójście, oczywiście z odpowiednim partnerem. Jednak Isabel, młoda osóbka piekielnie inteligentna, oczytana i niezależna, odrzuca oświadczyny dwóch wysoko postawionych i sytuowanych kawalerów, ponieważ chce poznawać świat i nie wie, czy w ogóle kiedykolwiek chce wychodzić za mąż (mimo że nie ma praktycznie żadnych własnych dochodów, co w czasach, gdy możliwości zawodowe kobiet były naprawdę znikome, miało ogromne znaczenie). Realizację planów zdaje się umożliwiać śmierć wuja, który w testamencie, za sprawą namowy ze strony syna Ralpha, zapisuje Isabel spory spadek. Jednak żeby nie było zbyt różowo, kobieta, jakbyśmy to dziś powiedzieli, daje się "wkręcić" i wychodzi za mąż za człowieka, w którego miłość i wyższość nad innymi szczerze wierzy. Rzeczywistość jednak okazuje się okrutna, wystawiając przysięgę małżeńską i charakter Isabel na ciężką próbę...
A dlaczego mam mieszane uczucia? Ano dlatego, że czytanie straszliwie mi się dłużyło, być może odwykłam od tego typu literatury,  gdyż ostatnio koncentrowałam się głównie na bardziej współczesnych powieściach. W książce rozbudowana jest warstwa narracyjna, przy pewnym ubóstwie dialogów, akcja nie toczy się zbyt wartko, choć mamy też przeskoki kilkuletnie. No i te 600 stron z okładem! Ale to akurat mi nie przeszkadza, cytując znowu Roberta Górskiego: "Taka gruba, ale mi się podobała".
Na rozluźnienie za to połknęłam Odwagi Kate Carrie Kabak - o dziwo, w pewnym sensie jest to książka o podobnej, rzekłabym "małżeńskiej" tematyce - o uwikłaniu w nieszczęśliwy związek, o byciu podporządkowywaną i urabianą przez tzw. bliskich. Lekkie, ale także poważne, myślę, że wiele kobiet znalazłoby w postaci Kate siebie, a w postaci jej matki - swoją matkę - zawsze niezadowoloną z córki i chcącą ją ulepszyć, oczywiście dla jej dobra.
Czy to jest właśnie to, co nazywane bywa "literaturą kobiecą"? :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.