wtorek, 25 czerwca 2013
Izabela Sowa "Świat szeroko zamknięty"
Po raz pierwszy sięgnęłam po książkę Izabeli Sowy, polskiej, chyba dość popularnej autorki, którą co prawda widziałam gdzieś w tv (i zrobiła na mnie sympatyczne wrażenie), lecz jej tekstów nie czytałam. Tym razem jednak było inaczej, gdyż wpadł mi w ręce Świat szeroko zamknięty i... bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie chodzi o zgrabną formę, bo tego się spodziewałam, lecz o głębię refleksji, o spostrzeżenia wykraczające poza to, co się często lansuje w kulturze popularnej, choć zwykły człowiek pewnie w gruncie rzeczy wie, że to nie do końca tak wygląda. Ale karmienie się tego typu papką jest wygodne, można w niej zasnąć na wiele lat, jak to uczyniła po części Emilia, bohaterka książki. Po "ucieczce" (a tak naprawdę śmierci) męża Ziutka grzęźnie już do końca w sztywnym planie tygodnia, wypełnionym stałymi, niezmiernie ważnymi zajęciami, które tak naprawdę nikomu nie są potrzebne, ale skutecznie zabijają myśli i emocje... choć nie do końca. Emilia uwielbia oglądać też seriale (w których "zwykli, szarzy ludzie" noszą zwykłe sweterki za 315 zł) i czyta czasopisma za 1,50, w których odnajduje porady, jak się jednak okazuje, nie do zrealizowania w rzeczywistości (tu dość zabawna, ale i smutna historia z okulistą na NFZ).
Ale Emilii nie udaje się do końca zasnąć, mimo że pozostaje w głębi duszy dobrze ułożoną, dość pruderyjną dziewczyną (choć jest już emerytką) z dobrze wykształconymi mięśniami Kegla - na skutek wieloletniego nawyku siadania wyłącznie na brzegu krzesła, z mocno ściągniętymi pośladkami. Pewnego dnia Emilia tłucze dwie pary okularów, co całkowicie dezorganizuje jej grafik i sprawia, że musi poszukać sobie innego zajęcia. Trochę wbrew sobie zaczyna się otwierać na świat, na własne, zapomniane już emocje, nawiązuje coś w rodzaju przyjaźni z bratankiem męża, lekarzem Bolkiem. Tajemnicza kartka znaleziona w biurku męża staje się nitką, która prowadzi do całkiem nieznanego kłębka...
Choć akcja nie powala tempem, to jednak książka zapada w serce, nie karmi tanim optymizmem, ale podnosi na duchu - a to lubię....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.