czwartek, 9 stycznia 2014

Małe podsumowanie, aktualności, plany

Zaniedbałam tego bloga (i inne) niestety. Byłam chyba za bardzo zajęta tzw. życiem i... czytaniem. Wiem, że element czytanie zawiera się w zbiorze o nazwie życie, tak sobie tylko żartuję.
W 2013 roku przeczytałam ponad 80 książek i to zapewne jest mój rekord w ostatnich latach. Co prawda system biblioteczny spłatał mi figla i nie pokazuje ostatnich 50 wypożyczonych pozycji, lecz tylko 2, a ja troszeczkę zapomniałam o wpisywaniu tytułów do zeszytu, ale i tak udało się mniej więcej policzyć. Po krótkim okresie przesytu wróciłam do współczesnej szwedzkiej literatury kryminalnej, która mnie raz oszałamia i ożywia, a raz rozczarowuje (to drugie dotyczy m.in. książek Leifa GW Perssona). Mimo to zaczęłam nawet rozważać naukę szwedzkiego, ale chyba nie do końca serio. Choć kto wie?
A propos języków... Od początku roku realizuję średnio ambitny, ale długoterminowy plan "przerabiania" książek, które średnio mnie fascynują, ale są mi do pewnego stopnia potrzebne, i które chciałabym znać. Jest to Język czeski od A do Z - książka, która nie do końca przypadła mi do gustu, ponieważ jest napisana dość niechlujnie, co nawet ja, jako laik widzę, poza tym operuje pojęciami, które nie są w niej wyjaśnione, a niekoniecznie muszą być znane osobie, która nie jest polonistą czy językoznawcą lub też, tak jak ja, skończyła szkołę dawno, dawno temu. Mimo to czegoś na pewno można się z tej pozycji dowiedzieć, a uzupełniać tę wiedzę zamierzam już z innych źródeł.
Druga moja lektura to Polszczyzna na co dzień - tzw. cegła, pełna pojęć, o których czytam po raz pierwszy w życiu, ale nie jest mi z tym jakoś szczególnie źle. Co prawda nie dotarłam jeszcze do głównego celu - poradnika redaktora (co jest mi potrzebne do pracy) - lecz już czuję się jakby lepiej wykształcona (to też taki mały żart). Książka jest dla odmiany napisana z zachowaniem należytej staranności i wiem, że nie muszę się obawiać, że informacje w niej zawarte mijają się z prawdą.
Jak już skończę te dwie książki, przeplatane lżejszą lekturą, to być może zabiorę się za podręczniki do nauki niemieckiego, angielskiego i włoskiego, które również posiadam, lecz na razie kurzą się na półce. Zapewne zacznę od niemieckiego, żeby następnym razem (o ile nastąpi) w Wiedniu nie czuć się jak kompletna niemota (ach ta szkolna nauka języków, nic z niej nie zostało).
A tak poza tym to do końca listopada zamykają moją ukochaną bibliotekę i będę zmuszona do korzystania z gorzej zaopatrzonych filii oraz, oczywiście, zakupów. I co tu robić? :)


2 komentarze:

  1. Hej, to ja Anita S., nie chce mi się wylogowywać z Danielikowego konta, :) Też w tym roku przeczytałam sporo i sporo przesłuchałam (wiesz skąd ;)), zaczęłam czytać szwedzką i bardzo mi posmakowała. Wczoraj skończyłam piątego Wallandera ("Fałszywy trop") i już się martwię, co będzie dalej, bo bardzo mi się podoba, jeśli można tak powiedzieć o drastycznej i smutnej powieści.
    Pod koneic ubiegłego roku nabyłam bardzo cenną umiejętność - czytania przy robieniu na drutach! Co prawda obie te czynności "idą" wtedy znacznie wolniej, ale da się, tylko niezbyt wygodnie.
    Życzę odkrycia pokładów nieprzeczytanych tytułów, mimo utrudnień.

    OdpowiedzUsuń
  2. Planami językowymi czuję się nawet lekko zawstydzona :) ale i zmotywowana :) Może w tym roku sama postaram się policzyć ile czytam ? Na pewno mniej niż
    Ty :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.