środa, 9 października 2013

"Trzy sekundy" - Anders Roslund, Börge Hellström

Jest to moje pierwsze zetknięcie z tymi autorami, ale już wiem, że nie ostatnie, bo następna książka już czeka na swoją kolej. Trzy sekundy wpadły mi w ręce przypadkiem, podczas poszukiwań czegoś odpowiednio smakowitego, a jednocześnie zajmującego czas oczekiwania na kolejną książkę z serii o Eriku Winterze. I tak, po początkowej męce, która chyba w dużej mierze wynikała z tego, że nie mogłam zrozumieć, kim jest Paula i dlaczego jest nią mężczyzna o imieniu Piet (myślałam, że chodzi o jakieś problemy z tożsamością płciową, ale okazało się, że tajni agenci jako pseudonimy noszą żeńskie imiona, agentki - męskie), ale jak już załapałam i się wciągnęłam, to trudno było się oderwać. Żeby nie produkować po raz drugi tego samego, zacytuję mój wpis z portalu Lubimy Czytać dotyczący tej właśnie książki:
Warto zaznaczyć, że autorzy (co już samo w obie jest niezwykłe, bo jest ich dwóch i raczej nie są spokrewnieni) bardzo starannie przygotowali tekst od strony merytorycznej, konsultując go z wieloma specjalistami. Tak więc mimo tego, że książka opowiada zdarzenia fikcyjne, zawiera też spore ziarno prawdy na temat szwedzkiego (i zapewne nie tylko) więziennictwa.
Co do treści - jest to opowieść o "wtyczce", która ma rozpracować i rozbić od środka mafię narkotykową, próbującą za jego pośrednictwem przejąć handel w więzieniu. Piet Hoffmann, znany też pod pseudonimem Paula, zyskuje nową historię i tożsamość groźnego przestępcy, którym w rzeczywistości nie jest. Ma co prawda na sumieniu kilka przewinień, ale nie są one tak ciężkie, jak sugerują jego akta. Oprócz tego ma ukochaną żonę i dwóch małych synków. Żona nie wie o niczym. Pewnego dnia jednak musi skonfrontować się z faktem, że Piet trafia do więzienia, a ona sama także wkrótce zmuszona będzie do ucieczki, o ile współwięźniowie dowiedzą się, że Paula jest wtyczką. Tak się niestety dzieje, co jest "zasługą" osób, dla których pracuje - tych z najwyższych kręgów władzy. I tu zaczyna się prawdziwy dramat. Trudno opisać wszystko, ponieważ książka zawiera wiele wątków, w które trzeba samodzielnie się zagłębić. Myślę, że warto i polecam.
Zdaje się, że tym razem nie wyszło mi wstrzelenie się w odpowiednią kolejność czytania, ale teraz pora na Dziewczynę, która chciała się zemścić. Oczywiście po Edwardsonie.
Na koniec ze smutkiem muszę wspomnieć o fakcie odejścia Joanny Chmielewskiej, którą odkryłam co prawda późno, lecz z radością i której jestem wdzięczna za miłość do kotów, pyzy z soczewicą i Lesia.

2 komentarze:

  1. Wiesz, że ja wiele książek Chmielewskiej przeczytałam, ale nigdy nie widziałam, że lubi koty? Że konie - to tak, ale o kotach nie wiedziałam. Smutno, że już nic nie napisze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, w niektórych, tych nowszych książkach dużo było o kocich domkach, które miała pod domem, o karmieniu na werandzie, o ciuchach, które było szkoda wyrzucić, bo w sam raz dla kotów :) Zresztą pisałam o tym w jednym z pierwszych postów: http://pisadelko.blogspot.com/2012/12/kot-byc-musi.html - i tu jest też link do wywiadu ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.