Książka ociera się o kicz, ale... jest cudna. Zachwyciła mnie humorem, świeżością, intensywnością przekazywanych uczuć i emocji.Temat ten krążył mi po głowie zwłaszcza po tym, jak ostatnio przejrzałam na stronie Polityki listę 20 najlepszych książek XXI wieku wg BBC. Momentalnie przypomniał mi się fragment z Dzikich orchidei, w którym bohaterka tłumaczy komuś, czy się różni książka, która otrzymała nagrodę Pulitzera, od tej, która jej nie dostanie. W skrócie - chodzi o to, żeby pisać o rzeczach zwykłych i powszechnych w sposób tak zawoalowany, żeby wydawały się czymś innym niż są. Tutaj się przyznam, że nie czytałam żadnej z książek wymienionych na tej liście. Paru autorów gdzieś tam wpadło mi w oko i tyle.
Opowieść jest prosta - owdowiały pisarz w średnim wieku i młoda dziewczyna, która po nieudanej próbie wyjścia za mąż zastaje jego asystentką i wyjeżdża wraz z nim do miejscowości, w której spędziła część dzieciństwa, aby zbadać historię o diable, która ma się stać kanwą nowej powieści. Na miejscu okazuje się, że mieszkańcy miasteczka pilnie strzegą swoich tajemnic, a na dziewczynę i pisarza spada mnóstwo kłopotów i nieoczekiwanych zdarzeń.
W każdym razie z książek wymienionej autorki (tzn. Jude Deveraux) przeczytałam jeszcze: Drzewo morwy, Życie raz jeszcze i Słodki kłamca. Dwie pierwsze można spokojnie "spożyć", trzeciej nie polecam, banał pogania kicz, kicz pogania banał. Czyli piękni, młodzi i bogaci kochają się na zabój, ale jedno udaje Kopciuszka.
Tak więc wieczorną porą, podczas upałów stulecia, największych w moim życiu, bo najdłużej trwających, dodaję po ponad roku nowy wpis - kto by pomyślał...