wtorek, 8 lipca 2014

Moja uczta, czyli "Syn" i "Dom na końcu świata"

Dwie ostatnio przeczytane przeze mnie książki to te z gatunku naj, naj, najulubieńszych. Był to "nowy Nesbø", czyli powieść Syn (tym razem niestety bez Harry'ego) oraz już jedenasty tom z serii o Eriku Winterze autorstwa Åke Edwardsona.
Po namyślę stwierdzam, że Syn mnie nieco rozczarował, nie chodzi o sam fakt, że jest to książka spoza mojego ulubionego cyklu, lecz o taką pewną schematyczność, przewidywalność. Ale mimo to jest to jedna z pozycji, po której miałam "czytelniczego kaca", czyli ciężko było mi się zabrać za coś innego, być może gorszego (jak się okazało, Olle Lönnaeus i jego Jedyna prawda rzeczywiście nie byli w moim guście).
Żeby się niepotrzebnie nie produkować na nowo, wklejam swoją własną recenzję opublikowaną na moim ulubionym portalu książkowym, czyli Lubimy Czytać:
Książka idealna do zaspokojenia głodu czytelniczego fanów i fanatyków skandynawskich kryminałów. Nawet nie wiem, jak teraz przeskoczę do czegoś innego. Ale mimo wszystko nieco schematyczna, bo dość szybko domyślałam się, co się stanie z jednym z głównych bohaterów. Los innego nieco mnie zaskoczył, bo Nesbo lubi zabijać tych, do których się czytelnik przywiązał czy przyzwyczaił.
Oslo wyłaniające się z książek autora jest miastem mrocznym, pełnym narkotyków i gangsterów kontrolujących ich rynek. Tu nie jest inaczej. Historia zaczyna się więzieniu, gdzie odsiaduje wyrok pewien młody mężczyzna uzależniony od heroiny. Mimo że nie podejmuje żadnych prób wyjścia z nałogu, pewnego dnia otrzymuje informację, która staje się impulsem do ucieczki z więzienia i rozpoczęcia serii aktów zemsty na ludziach, którzy przyczynili się do śmierci jego ojca. Sonny, czyli tytułowy Syn, nie jest postacią jednoznaczną. Zabija, ale nie robi tego dla chorej przyjemności, zabija, bo czuje, że jest taka konieczność. Dla ludzi, których nie uważa za wrogów, wydaje się mieć dość ciepłe uczucia. A nawet zakochuje się. Heroinista, który sam rzuca narkotyki, działa w sposób przemyślany i planowy, któremu nie zadrży ręka i który się zakochał - to trochę zahacza o science-fiction, ale dobrze, nie czepiam się. wszak uwielbiam książki Nesbo.
Warto wspomnieć też o innej osobie, tej z drugiej strony barykady - jest to Simon Kefas, policjant, który ściga Sonny'ego, a także uczestniczy w śledztwach dotyczących jego ofiar. Sonny nie jest mu obcy, gdyż jest synem jego przyjaciela, nieżyjącego policjanta Aba. Wraz z trzecim policjantem, Pontiusem, tworzyli grupę przyjaciół zwaną trojką. Do czasu, gdy Simon popadł w uzależnienie od hazardu, a Ab popełnił samobójstwo. Jak się okazuje, prawda wyglądała nieco inaczej i od tego zaczęła się cała historia. Ale o tym już w książce.
I to by było na tyle o Nesbø tym razem. Teraz pora na pomidora... tzn. Edwardsona. Tu jest dużo lepiej, bo bardzo lubię tego autora. Zanim sięgnęłam po pierwszą jego powieść, naczytałam się niepochlebnych recenzji i z dużym oporem brałam się do czytania, a okazało się, że klimat tych książek jest bardzo w moim guście. Tak było i tym razem. A teraz kolejna wklejka recenzji:
Uczta dla wielbicieli Edwardsona i Erika Wintera.
Tym razem Erik wraca do Szwecji po 2 latach pobytu w Hiszpanii, po ciężkiej traumie, jaką przeżył. I znów zajmuje się "najgorszą sprawą" w swojej karierze. Tym razem chodzi o zabójstwo kobiety i dwojga jej dzieci. Z nieznanych przyczyn morderca oszczędził trzecie, leżące w łóżeczku niemowlę, a nawet zadbał o to, żeby miało co jeść i pić, zanim ktoś odnajdzie zwłoki matki i rodzeństwa.
Tropy rozgałęziają się, różne osoby wydają się być powiązane ze sprawą, podejrzane, potem jednak niewinne. Człowiek, który kupił od kobiety szczeniaka, mąż pracujący w innym mieście, sąsiad, roznosiciel gazet i jego pracujący na czarno zastępca. W końcu były kolega z pracy, a nawet ojciec. Jeden z mężczyzn jest podobny do Erika Wintera. Sam Erik też w końcu ucierpi, wpadając wprost w ręce szaleńca. Ale to też jeszcze nie koniec. Oczywiście samego zakończenia nie zdradzę.
Jest też jeden ważny wątek poza śledztwem - matka Erika, Siv, zapada na ciężką chorobę i umiera w Marbelli, podobnie jak kilka lat wcześniej ojciec. Sam Erik cierpi na szumy uszne i nadużywa alkoholu. Ma już 52 lata i zdecydowanie nie jest już najmłodszym komisarzem w kraju, zwłaszcza że na stanowisku zastąpił go Halders.
Na koniec napiszę, że szczerze polecam tę książkę, zwłaszcza tym, którym przypadły do gustu poprzednie części.
Mam nadzieję, że jeśli ktoś trafi na mojego bloga, to poczuje się choć w minimalnym stopniu zachęcony do wypożyczenia, kupienia, przeczytania którejś z tych książek. A ja czekam na następne nowości.

3 komentarze:

  1. Hej, to ja, kofi, tylko Daniel zalogowany. Ja właśnie mam prolem z Jo Nesbo, bo fajny język, ciekawa intryga, ale ta jego skłonność do zabijania postaci, z którymi wiążę się emocjonalnie, mnie zniechęca. To głupie, wiem, że to fikcja, ale nie lubię... Ale ciągnie i pewnie przeczytam/wysłucham wszystko,na co trafię.
    Edwardsona jeszcze nie znam, ale zapamiętam, że polecasz.
    Strasznie mroczną literaturę ostatnio czytam/słucham, ilekroć próbuję sięgnąć po coś, co wydaje się rozrywkowe, jest tak samo smutne i dołujące, nie wiem, czy to kwestia nastawienia, interpretacji, czy literatura naprawdę taka jest, przynajmniej ta .... tu chciałam napisać "lepsz", albo "dobra", ale cóż to właściwie znaczy. Lepsza dla mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, ja z tego powodu potrzebuję co jakiś czas czegoś na odtrutkę - wczoraj skończyłam "Rozbuchaną wyobraźnię Olivii Joules" autorstwa Helen Fielding (tej od Bridget Jones) - takie sobie, ale wiadomo, że nie jest to nic naprawdę ciężkiego. bo np. taki Nesser pisze niby takie sobie lekkie czytadełka, ale wnioski są przytłaczające. Jak to w życiu - nie ma gwarancji, że się wszystko dobrze skończy...

      Usuń
  2. A ja odtruwałam się poleconym przez Ciebie już dawno "Stulatkiem...", szłam po ulicy uśmiechnięta, bo słuchałam, robiąc przy okazji dobre wrażenie ;) Wprawdzie credo życiowe głównego bohatera (że raz na jakiś czas trzeba napić się wódki) diametralnie różne od moich poglądów (na picie wódki), ale niechęć do polityki nas połączyła. Odstresowuje, chociaż daje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, wpisz się - zapraszam serdecznie.