Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kocham to przeklęte słowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kocham to przeklęte słowo. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 lipca 2013

Claire Calman

Dziś chciałabym napisać o dwóch ostatnio przeze mnie przeczytanych babskich czytadłach, ściśle mówiąc wręcz romansach, ale takich fajnych, przyjemnych w pochłanianiu, głównie ze względu na sympatycznych bohaterów - zwyczajnych ludzi z wadami, ponoszących porażki, popełniających błędy.
Dlaczego akurat taka literatura? Ano dlatego że w ostatnich miesiącach pochłonęłam ogromną liczbę skandynawskich kryminałów i powoli czułam, że robi mi się "coś z głową", co przypieczętował jeszcze Murakami (który oczywiście nie jest Skandynawem) swoją przedziwną i niezbyt dla mnie apetyczną książką Kronika ptaka nakręcacza. Przy okazji zauważyłam, że Haruki Murakami posiada zarówno zagorzałych fanów, jak i czytelników, którzy sięgnąwszy po jedną powieść stwierdzili, że naprawdę nic w niej nadzwyczajnego nie widzą i że nie wiedzą, o co ten cały szum. No cóż, może stąd się bierze sukces? Ja w każdym razie powalona na kolana nie jestem.
Wracając do Claire Calman - na pierwszy rzut poszła książka W moim stylu. Jest to historia młodej kobiety, która za narzeczonego ma niesamowicie porządnego, poukładanego, zapewniającego oparcie pewne jak skała Stephena (koniecznie przez "ph"), jest jednak małe ale, z którego Georgia nie do końca zdaje sobie sprawę, choć zawodowo zajmuje się pomaganiem ludziom w kryzysach, także, a może głównie, partnerskich (małżeńskich?). No ale jak wiadomo, najciemniej jest u szewca pod latarnią czy jak to szło...
Spokojnie, znajdzie się ktoś, kto obudzi Georgię z letargu, jak przystało na dobry romans z happy endem. Tymczasem musi się ona zmierzyć zarówno ze swoją przeszłością (a szczególnie wpływającą niemal na wszystko śmiercią matki), jak i własną osobowością, rozpaczliwie wręcz potrzebującą stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Zrobi to oczywiście nie bez oporu.
Bohaterką drugiej powieści, "Kocham" to przeklęte słowo jest Bella, oficjalnie dyrektor kreatywny w agencji rekalowej, a tak naprawdę ciągle niespełniona artystka (dokładniej malarka). Jakiś czas po śmierci partnera Patricka Bella postanawia zmienić swoje życie - kupuje dom, wyprowadza się do innego miasta, zmienia pracę. Niemal cały świat oczekuje od niej znalezienia "tego jedynego", lecz Bella nie potrafi zapomnieć o przeszłości, wspomnienia nie dają jej spokoju. Ale życie toczy się dalej i poznaje mężczyznę, którego nazywa "Sprężynkiem" ze względu na specyficzne, kręcone i odstające na wszystkie strony włosy. Pojawia się szansa na bycie szczęśliwą ponownie, lecz Bella nadal nie potrafi poradzić sobie z pewną tajemnicą, którą skrywa przed bliskimi, rodziną Patricka, a nawet w pewnym sensie samą sobą. Nic się nie zmieni, póki o tym komuś nie powie. Książka potrafi wycisnąć kilka łez co wrażliwszym osobom i zdenerwować te, które nie przepadają za nadmiernie długimi scenami miłosnymi (czyli mnie).
Podsumowując: chcesz się odstresować, potrzebujesz czegoś dobrego, lecz lekkiego na plażę, chcesz odreagować nieudany związek, nie wymiotujesz na myśl o przeczytaniu romansu - czytaj powieści Claire Calman. W innym wypadku polecam inne lektury.
Tak w ogóle przyszła mi na myśl też inna refleksja dotycząca tego typu książek, zastanawiałam się mianowicie, czy nie są one w pewien sposób szkodliwe. No bo czytasz sobie, jak to jedna i druga kobieta znajduje tego jedynego, jak się rozumieją bez słów, jak nie wychodzą niemal z łóżka, jak od pierwszych dni znają się jak jakieś łyse konie, i zaczynasz się zastanawiać, czy przypadkiem twój związek nie jest beznadziejny, no bo on nie odgaduje twoich myśli, śniadania nie tylko nie przyniesie do łóżka, ale w ogóle nie umie go zrobić i nie wie nawet, jak wyglądają margerytki, i czy to kwiaty, czy może ciastka? Po dużej dawce tego typu literatury może się zrobić nieco dziwnie, a jak wiadomo, nadmiar nawet dobrych rzeczy szkodzi, więc trzeba próbować ciągle czegoś nowego. Tak a propos, to zawsze myślałam, że romanse czytają głównie kobiety w średnim wieku lub trochę młodsze, niespełnione w miłości. No i masz ci los, sama czytam. Jeszcze mi zaszkodzi.
Tym optymistycznym akcentem na dziś zakończę ;)