poniedziałek, 20 maja 2013

Åke Edwardson - "Taniec z aniołem" i "Wołanie z oddali"


Taniec z aniołem w księgarni Selkar
Nadal wciągam się w skandynawską (a szczególnie szwedzką) literaturę kryminalną i odkrywam nowych autorów i nowe światy. Tym razem na tapecie był Åke Edwardson i jego Taniec z aniołem oraz Wołanie z oddali. To dwa pierwsze tomy z serii o komisarzu Eriku Winterze. Zanim sięgnęłam po te książki, tradycyjnie poczytałam opinie innych na portalu Lubimy Czytać i zniechęciłam się, dlatego książka (Taniec z aniołem) leżała u mnie dość długo, zanim z niepewnością i oporem się do niej zabrałam. Ale okazuje się, że nie zawsze należy opierać się na opiniach innych (czy też może w ogóle trzeba traktować je właśnie jako opinie, a nie fakty), ponieważ pozytywnie się rozczarowałam. Choć akcja nie była szczególnie wartka, okazała się wystarczająco ciekawa, żeby mnie wciągnąć. Książki Edwardsona mają specyficzny, mroczny, a nawet oniryczny klimat. Atmosfera wydaje się gęsta, mimo że wydarzenia związane ze zbrodnią dzieją się jakby mimochodem, obok wewnętrznych przeżyć Erika. On sam określany jest jako jednostka snobistyczna, nosząca wyłącznie drogie, markowe ciuchy, paląca cygara, lecz także chowająca się za tym "umundurowaniem" i ukrywająca za nim swą osobistą wrażliwość. Powoli, bez pośpiechu, poznajemy też kulisy jego życia prywatnego - związek z pewną lekarką, historię rodziców, którzy wyjechali z kraju, by zamieszkać w Hiszpanii, relacje z siostrą.
Jeśli chodzi o wątki kryminalne, to pierwsza część opowiada o serii brutalnych morderstw dokonanych na młodych mężczyznach w Göteborgu i Londynie. Na podstawie bardzo trudnych do wychwycenia śladów, poszlak udaje się powoli dojść po nitce do kłębka. Winterowi pomaga w tym londyński policjant, z którym udaje mu się nawiązać nieco bliższą relację na gruncie prywatnym.
Natomiast w Wołaniu z oddali Erik jest zmuszony przerwać urlop, by zająć się sprawą zabójstwa młodej kobiety, o której nie wiadomo nic poza tym, że miała dziecko. Ten fakt nie daje komisarzowi spokoju i mimo że śledztwo wydaje się obumierać z braku jakichkolwiek śladów, robi wszystko, by poznać tożsamość kobiety i odnaleźć jej córkę.
Ta druga część co prawda znudziła mnie nieco bardziej, lecz i tak sięgnę po następne - jakie będą, czas pokaże. Uwagę zwracają rozmaite błędy w tekście, np. okropne pomieszanie dat na jednej tylko stronie, gdzie kwiecień parę razy staje się sierpniem i na odwrót. Czy to pomyłka tłumacza, czy błąd w oryginale - korektorzy powinni to byli wyłapać. Zresztą jeśli chodzi o błędy w książkach to dostrzegam ich coraz więcej i nie wydaje mi się, żeby była to kwestia coraz bardziej wprawnego oka. W czytanej teraz przeze mnie książce Mankella Nim nadejdzie mróz dostrzegam także wiele niedoróbek, w tym zmiany imion - np. Gertruda zamieniła się w Gertrud - co zapewne nie jest błędem, lecz uważam, że określony zapis powinien być kontynuowany w kolejnych częściach serii (wcześniej tłumaczką była Halina Thylwe, teraz jest to Ewa Wojciechowska). Podsumowując: chciałabym, żeby wydawcy bardziej się starali i nie żałowali pieniędzy na tłumaczenie, redakcję i korektę. W przeciwieństwie do bloga, książki drukowanej nie da się tak po prostu edytować.
I to tyle narzekania.

wtorek, 7 maja 2013

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął


Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął w księgarni Selkar
Odpoczywając od Mankella, rozejrzałam się po portalu Lubimy Czytać i trafiłam na entuzjastyczne recenzje książki Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął autora Jonasa Jonassona, nota bene także Szweda. Mimo że szwedzkie powieści kojarzą mi się głównie z kryminałami (za jakiś czas zapewne mi to przejdzie), a i tę książkę można zakwalifikować w ostateczności do tej kategorii (ze względu na obecność kilku zwłok ludzkich), to tak bym jej nie określiła. Jest to wg mnie powieść przygodowa, przeplatana swobodnie zaaranżowanymi wątkami historycznymi. Spotkamy w niej i Stalina, i Mao, i Einsteina, a także wiele innych znanych postaci.
Tytułowy stulatek, Allan Karlsson, na początku książki jawi się jako zwyczajny staruszek, który dożywa swoich dni w spokojnym domu opieki. Jednak przyjęcie urodzinowe przygotowane przez upiorną siostrę Alice, pełne miejscowych oficjeli, reporterów, z nieodłącznym mdłym tortem to już dla niego za dużo. Dlatego postanawia uciec. Wychodzi przez okno w swoich brązowych obszczykapciach, albowiem zapomina założyć buty i... znika. Znika oczywiście dla innych, bo sam doskonale wie, dokąd się udaje, choć trasa wycieczki nieco wymyka się spod kontroli. Na dworcu poznaje pewnego podejrzanego młodzieńca i zupełnym przypadkiem kradnie mu walizkę. Zawartość walizki oraz dalsze koleje losu niech pozostaną na razie tajemnicą, bo być może ktoś z przechodniów odwiedzających mojego bloga zechce przeczytać całą historię Allana. Będzie lekko i optymistycznie. Wszak co ma być, to będzie i nie ma się czym zamartwiać, prawda? Zwłaszcza gdy ma się sto lat.